Uwagi krytyczne do propozycji regulacji ustalającej maksymalną rzeczywistą roczną stopę procentową

Uwagi krytyczne do propozycji regulacji ustalającej maksymalną rzeczywistą roczną stopę procentową

dr Mirosław A. Bieszki
Doradca ds. Ekonomicznych KPF

Tło sporu między zwolennikami i przeciwnikami regulacji

Dyskusja między zwolennikami i przeciwnikami ingerencji w mechanizm rynkowy na rynku kredytowym toczy się od wielu lat z niezmiennym skutkiem braku porozumienia, a co za tym idzie i wypracowania rozwiązania, będącego rozsądnym dla obu stron kompromisem. Zachodzi jednak fundamentalna różnica między sporem toczonym w Polsce, a np. w Wielkiej Brytanii czy Danii, gdzie rząd słucha racji „podaży” i stara się o racjonalną ocenę skutków dla „popytu” na rynku pożyczek niebankowych. Dlatego dobrze będzie przedstawić rekapitulację głównych argumentów obu stron sporu.

W sporze między przeciwnikami i zwolennikami regulacji maksymalnej ceny kredytu jako instrumentu kontroli rynku kredytowego główne zagadnienia pozostają ciągle aktualne. Zwolennicy interwencji w mechanizm rynkowy twierdzą, że ustanowienie maksymalnego limitu dla stopy procentowej pozwala realizować następujące cele:

  1. chronić klientów przed lichwą i wyzyskiem rozumianym jako wykorzystanie sytuacji, gdy klient znajduje się w sytuacji przymusu finansowego;
  2. ułatwić ściganie „lichwiarzy” i nieuczciwych pożyczkodawców (ułatwienie, bowiem z chwilą wprowadzenia limitu ceny ustala arbitralnie granicę między stopą procentową „nielichwiarską” a lichwą);
  3. łagodzić skutki nieefektywnie działającego rynku po stronie podaży (dominująca pozycja dostawcy) i po stronie popytu (błędy behawioralne pożyczkobiorców);
  4. chronić interes publiczny, gdyż wprowadzenie regulacji ustanawiającej maksymalne oprocentowanie ogranicza skutki uboczne niedoskonałego mechanizmu rynkowego poprzez mechanizm redystrybucyjny ceny maksymalnej.

Przeciwnicy interwencji swoją argumentację opierają na podstawowych założeniach empirycznej falsyfikacji hipotez.
Regulacje nie powinny być wprowadzane bez konkretyzacji w postaci definicji celu, jakiemu służą oraz instrumentarium, jakim ten cel politycy zamierzają osiągnąć. Zatem racjonalna ocena funkcjonowania regulacji następuje poprzez weryfikację skuteczności osiągania celu, jakiemu ma ona służyć. Stąd też przeciwnicy cen maksymalnych w swojej argumentacji „przeciw” opierają się na wnioskach empirycznych.

I tak znajdujemy najważniejsze argumenty na „nie”, bowiem skutki wprowadzenia regulacji opartych na filozofii „ceny maksymalnej” to:

  1. zmniejsza się dostęp do kredytu niebankowego, co powoduje wzrost wykluczenia konsumentów o niskich dochodach;
  2. bez uzasadnionej potrzeby utrudnia się i komplikuje uzasadnione popytem transakcje kredytowe;
  3. zmniejsza się „czytelność” (transparentność) produktów kredytowych, bowiem limit cenowy skłania do jego obchodzenia i zaciemniania zasad konstrukcji ceny;
  4. zakłóca się działanie mechanizmu konkurencji, co powoduje zmniejszenie różnorodności i osłabienie motywu innowacji;
  5. przy ustaleniu ustawowo ceny maksymalnej naturalną tendencją jest dążenie do przyzwolonej prawnie granicy stopy procentowej.

Jak łatwo zauważyć, w dyskusji nad sensownością wprowadzenia regulacji wyznaczającej maksymalny poziom odsetek jest wiele ładunku emocjonalnego [por. New Economic Foundation; The Daily Mirror, Beware payday loans, 11 November 2011.]. Z jednej strony mamy do czynienia z mocnym emocjonalnie argumentem, opieranym o imperatyw moralny ochrony interesów konsumenta przed nadmiernie wysokimi kosztami kredytu. Z drugiej zaś strony każda regulacja, wyznaczająca limit ceny jest sprzeczna z zasadami wolnej konkurencji i zakłóca funkcjonowanie mechanizmu rynkowego. W ten sposób niemożliwe jest wypracowanie kompromisu, co znajduje swój wyraz w opracowaniu zaprezentowanym przez Komisję Europejską [European Comission, Towards a Common Operational European Definition of Overindebtedness, EC, Brussels, 2008; www.bris.ac.uk]. W tym miejscu warto przypomnieć kryteria dobrych, a to znaczy skutecznych regulacji w sektorze finansowym, jakie sformułował Ibfed [International Banking Federation, www.ibfed.org].

Po pierwsze i najważniejsze: regulacje mają wspierać i zachęcać do podnoszenia efektywności funkcjonowania rynku finansowego, a nie działać wbrew innowacyjnym podmiotom rynku i w konsekwencji, powstrzymywać od nowatorskich inicjatyw. Po wtóre, ze względu na już funkcjonujące uregulowania, należy ze wszech miar unikać duplikacji, czyli nakładania się regulacji na siebie, ponieważ prowadzi to do konfliktów i nieuzasadnionych kosztów. Po trzecie regulacja w żadnej mierze nie może ograniczać swobody działalności gospodarczej, a więc jej kosztowe skutki ekonomiczne powinny być minimalne.
Konsekwencją już przytoczonych zasad jest czwarta, która odwołuje się do rozwoju konkurencji, a nie jej zakłócania poprzez ograniczenia i nakładanie kolejnych obowiązków na uczestników rynku. Piąta z zasad dotyczy ważnego aspektu funkcjonowania rynków finansowych, jakim jest wzmocnienie prawa dostępu uczestników rynku i instytucji regulacyjno-nadzorczych do informacji ważnych dla zapewnienia transparentności.

Ważne jest, aby nie dopuścić do sytuacji, gdy następuje „polityzacja” (per analogiam do określenia finansjalizacja) rynków finansowych. Określenie to staje się już coraz bardziej popularne w kontekście ingerencji polityki w funkcjonowanie rynków, jak ma to miejsce Unii Europejskiej. Ostatnia zasada dotyczy stabilności finansowej. Regulacje powinny wzmacniać i zachęcać do podejmowania działalności gospodarczej, promować zarządzanie ryzykiem finansowym i ułatwiać rynkom finansowym absorpcję szoków finansowych, spowodowanych np. bańkami rynkowymi oraz chronić przed skażeniami toksycznymi aktywami.

Jak organizować dyskusję

W kontekście doświadczeń polskich warto jest poświęcić kilka zdań na temat sposobu organizacji dyskusji na temat regulacji w krajach o wysoko rozwiniętej i historycznie ugruntowanej tradycji różnorodnych instytucji finansowych. Co ciekawe, część wątków związanych z presją na polityków nie jest wyłącznie lokalnym problemem.

W analizie wypowiedzi – bowiem o dyskusji trudno jest mówić – jakie przytaczane są w mediach w naszym kraju na temat regulacji opartej na mechanizmie ceny maksymalnej uderza brak uznania zasadności istnienia niebankowych pożyczek. Uderza jednocześnie nadmierna symplifikacja, przejawiająca się w braku rozróżnienia segmentów rynku pożyczek niebankowych oraz sprowadzania zagadnienia kredytu do jednego wymiaru. Rodzi to określone konsekwencje dla propozycji regulacji pożyczek, które nie są udzielane w sektorze bankowym. Powszechne jest uogólnienie, że kredyty z banków są lepsze, ponieważ jest to sektor „regulowany” [w tym miejscu określenie „regulowany” odnosi się do tradycyjnie rozumianego sensu tego terminu, tj. regulowania przez nadzór bankowy, kolejne umowy bazylejskie, a nie regulacji w ogóle]. W tym przypadku termin regulowany ma podobnie emocjonalny charakter jak np. lichwa – bowiem po przeciwnym biegunie jest termin nieregulowany, przez media przypisany do firm pożyczkowych, jako sektor funkcjonujący niemoralnie, nieetycznie, z pokrzywdzeniem konsumenta. Paradoksem jest, że to sektor „regulowany” pochłonął najwięcej pieniędzy podatników, co łatwo zweryfikować sięgając do statystyk o skali pomocy udzielonej z funduszy publicznej gigantom bankowym. Rynkiem, na którym dyskusja o tym, czy wprowadzać limit maksymalny dla pożyczek jest najlepiej zorganizowana jest niewątpliwie Wielka Brytania. I co jest istotne w dyskusji to fakt, iż uwzględnia się różnorodność rynku i dostrzega, że zarówno podaż, jak i popyt są odmienne np. dla lombardu i kredytu paday loans („chwilówka” – pod takim określeniem funkcjonuje ten rodzaj produktu w naszym kraju) dostarczanego on-line, czy w punktach stałych, detalicznych. Ponadto konfrontuje się formułowane hipotezy z danymi z rynków, na których wprowadzono regulacje tak, aby uwzględniając specyfikę „com on laws” i co najważniejsze oszacować skutki na rynku lokalnym. Oczywiście takie wyrafinowane podejście do rynku ma swoje uzasadnienie w jego historycznym rozwoju oraz jego obecnym poziomie. Tym niemniej, jeśli szukać gdzieś wskazówek dla propozycji regulacji, to na rynkach rozwiniętych.

W Polsce temat pożyczek z sektora niebankowego pojawia się najczęściej w negatywnym kontekście emocjonalnym, posługując się nadto nie do końca sprawdzonymi informacjami, błędnymi danymi, uproszczeniami. Obowiązująca obecnie regulacja w języku potocznym nazywana jest „antylichwą”. Nie ma osoby, u której określenie to nie budziłoby skojarzeń negatywnych i moralnego potępienia. Rekomendacja, która sprowokowała autora do sformułowania na dalszych stronach uwag krytycznych, pojawiła się w kontekście dyskusji nad tzw. „aferą Amber Gold”. W takich warunkach trudno o wyważone i w interesie zwiększenia konkurencji na rynku finansowym rozwiązania, a to wydaje się niekwestionowane niezależnie od orientacji politycznej.

Uderza również fakt, że kwestią Amber Gold zajmuje się Komitet Stabilności Finansowej (KSF). Swoje negatywne stanowisko wobec wprowadzenia pod obrady KSF tematu znajduje w ekspertyzie przygotowanej na zamówienie Senatu RP [M.Bieszki, M.Szakun, Analiza regulacji funkcjonowania nie bankowych instytucji finansowych pod kątem należytej ochrony interesów ekonomicznych i prawnych ich klientów, Kancelaria Senatu RP, Warszawa 2013; http: //www.senat.gov.pl/prace/senat/opinie-i-ekspertyzy/]. Zgodnie z art. 1 ust. 2 ustawy, powołującej KSF [Ustawa z dnia 7 listopada 2008 o Komitecie Stabilności Finansowej (Dz.U. z 2008r. Nr 209, poz. 1317)], „celem działania Komitetu jest zapewnienie efektywnej współpracy w zakresie wspierania i utrzymania stabilności krajowego systemu finansowego poprzez wymianę informacji, opinii i ocen sytuacji w systemie finansowym w kraju i za granicą oraz koordynację działań w tym zakresie”.

Trudno jest dopatrzyć się związku między rekomendacją ustalenia górnego limitu wysokości rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania kredytów [nazywając rzecz po imieniu – maksymalnej ceny dla kredytu], a istotą tzw. sprawy Amber Gold. Wydaje się, że problem „dodano” do katalogu działań następujących w konsekwencji aktywności w rozwiązywaniu problemów, jakie zrodziła działalność firmy Amber Gold. W tym kontekście można zaryzykować stwierdzenie, że propozycja nowej regulacji maksymalnej ceny kredytu ma charakter koniunkturalny.
Z analizy zapisu części rekomendacji odnoszącej się do tematu nie wynika jasno, czy KSF ma na uwadze maksymalną rzeczywistą stopę procentową czy maksymalny koszt kredytu.

Poniżej przytaczamy in extenso fragment rekomendacji z Raportu KSF:

„Ponadto proponowane jest dokonanie zmian w ustawie z dnia 12 maja o kredycie konsumenckim (Dz. U. z 2011r., Nr 126, poz. 715 oraz Nr 201, poz.1181):
– wprowadzenie zasady, według której opłaty z tytułu zaległości w spłacie kredytu nie mogą przekraczać wysokości maksymalnych odsetek za czas opóźnienia,
– wprowadzenie górnego limitu wysokości rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania (RRSO) [wytłuszczenie i podkreślenia w tekście oryginalnym są autora Uwag].
Łączne koszty obsługi długu często przekraczają wysokość zaciągniętej pożyczki lub kredytu. Przeciętny kredyt to zazwyczaj niewielka suma. Wysokie natomiast są opłaty, które w sytuacji korzystania przez konsumenta z pożyczek i kredytów w kilku instytucjach naraz powodują szybko rosnący obszar zadłużenia poza systemem bankowym. Ograniczenie możliwości pobierania nadmiernych odsetek nie jest wystarczającym instrumentem ochrony konsumenta. Proponowana regulacja jest rozwiązaniem chroniącym przed sytuacją, w której przedsiębiorcy przestrzegając regulacji dotyczących maksymalnych wysokość odsetek, jednocześnie zastrzegaliby wysokie prowizje i dodatkowe opłaty o różnym charakterze, chcąc niejako zrekompensować sobie ograniczenie w zakresie odsetek od udzielonych środków. Propozycja regulacji zakłada, by wszelkie koszty, które konsument jest zobowiązany ponieść w związku z umową o kredyt, a w szczególności odsetki, opłaty, prowizje, podatki i marże, jeżeli są znane kredytodawcy oraz koszty usług dodatkowych w przypadku, gdy ich poniesienie jest niezbędne do uzyskania kredytu, nie przekraczały górnego limitu określonego w ustawie o kredycie konsumenckim.”

Niekonsekwencji widocznej w przywołanym tekście – w jednym miejscu mówi się o maksymalnej RRSO, a dalej w rozwinięciu o „wszelkich kosztach” – poświęcimy więcej uwagi w dalszej części.

W tym miejscu ważne jest podkreślenie, że dla uzasadnienia zmian autorzy Raportu posługują się dalece nieprecyzyjnymi określeniami, co wskazuje na brak badań w tym obszarze. Logiczny związek, który zdaje się prezentować ta rekomendacja (iż jeśli byłby funkcjonował urzędowy limit ceny kredytu, to klienci nie zaciągaliby kredytów w firmach pożyczkowych, nie ponosiliby przez to nadmiernych kosztów aktywności na tym rynku kredytowym i dzięki urzędowemu limitowi zaciągaliby zobowiązania kredytowe w systemie bankowym) kłóci się z wnioskami z badań przeprowadzonych przez Uniwersytet w Bristolu na zlecenie rządu brytyjskiego [Personal Finance Research Center of University of Bristol, The impact on business and consumers of a cap on the total cost of credit, 2013; www.gov.uk]. Również stwierdzenie, że brak ograniczenia powoduje „szybko rosnący obszar zadłużenia poza obszarem bankowym” wymaga doprecyzowania. Należy bowiem wyraźnie oddzielić tę część sektora pozabankowego, która jest skutkiem arbitrażu regulacyjnego od części autonomicznej. Przesłanką arbitrażu są koszty dostosowania się do regulacji, podczas gdy w autonomicznej działalności pożyczek niebankowych klasyczny motyw biznesowy.

Arbitraż regulacyjny w Polsce nie jest tak wyrafinowany jak np. w USA czy Wlk. Brytanii i najczęściej sprowadza się do prostej ucieczki do sfery nieregulowanej, lub poddanej regulacji mniej restrykcyjnej w sytuacji, gdy z punktu widzenia biznesowego konkretna np. rekomendacja KNF do tego zmusza. Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w przypadku wyprowadzania nisko kwotowych pożyczek do spółek celowych, których właścicielem jest bank, ale działających poza reżimem ściśle branżowych regulacji bankowych. Jednocześnie trzeba wyraźnie podkreślić, że uelastycznienie Rekomendacji T nie spowoduje zmiany przyjętego „dualnego modelu biznesowego” i powrót kredytów do portfela bankowego [dualny model biznesowy, w którym wyraźnie oddziela się ryzyko bankowe od niebankowego, jest uzasadniony przez koncepcję zarządzania ryzykiem kredytowym oraz niższymi kosztami funkcjonowania „równolegle” podmiotu niebankowego].

Silna presja wywierana przez prasę na polityków w kontekście walki z tzw. lichwą, co samo w sobie może być uznane za interesujące zjawisko, nie jest wyłącznie domeną krajową, a dało się zauważyć je także w Wlk. Brytanii oraz USA. Na ten aspekt zwraca uwagę wielu autorów zajmujących się problematyką maksymalnych odsetek [por. I.Ramsay, To Heap Distress upon Distress? Comparative Reflections on Interest Rate Ceilings, University of Kent, Canterbury, UK (http://www.law.utoronto.ca/) oraz I.Ramsay, The Alternative Consumer Credit Market and Financial Sector: Regulatory Issues and Approches, Canadian Business Law Journal, 35 (3)/2001, s. 325-401]. Koniunkturalizm polityczny sprawia, że wprowadzenie uregulowań maksymalnej RRSO zbiega się w czasie z rosnącym rozwarstwieniem bogactwa społeczeństwa w Polsce (nierówności w dochodach) oraz kryzysem ekonomicznym. Uderza również, pomimo opublikowanych opinii, ciągłe stawianie w jednym szeregu działalności sprzecznej z prawem z funkcjonowaniem firm pożyczkowych. Pomimo licznych już publikacji [por. M.Bieszki, M.Szakun. Analiza…, 2013], w których autorzy pokazują różnice między podmiotami nazywanymi „parabankami” a firmami pożyczkowymi, nadal uporczywie klasyfikuje się te ostatnie do grupy podmiotów prowadzących działalność niezgodną z prawem. Określenie „parabanki” niesie ze sobą silny, negatywny ładunek emocjonalny. Niemal wszystkie publikacje prasowe – zwłaszcza tzw. tabloidów – miały w tytule sprawy Amber Gold określenie ”parabanki”.

Reasumując: nasuwa się nieodparte wrażenie, że dyskutowanie o firmach pożyczkowych z sektora niebankowego w kontekście „lichwy” i wartościowanie ich jako „gorszych”, ponieważ nie podlegają regulacjom bankowym, jest działaniem zamierzonym. Wobec tego z definicji regulacje mają na celu ich karanie a nie sprzyjanie rozwojowi konkurencji w tym segmencie.

Klient pożyczek niebankowych a klient bankowy

W końcowym wniosku odnośnie klimatu, jaki świadomie stwarza się wokół pożyczek niebankowych zwróciliśmy uwagę na wyraźne przedstawianie firm, działającym na tym rynku jako ułomnych wobec sektora nadzorowanego przez KNF. Wobec tego również klienci korzystający z ich usług w domyśle są „gorsi” od bankowych. Oczywiście nie podlega negacji fakt, że ogólnie pod względem kryterium jakości ryzyka kredytowego ustępują tym z banków. Jednak w populacji reprezentującej popyt na pożyczki niebankowe mamy również do czynienia z różnicami jakościowymi, a ryzyko choć naturalnie większe, to daje się profesjonalnie nim zarządzać, do oceny zdolności klientów do spłaty zobowiązań stosuje się praktycznie takie same zasady i narzędzia, jakimi posługuje się sektor bankowy.

W literaturze anglosaskiej [Personal Finance Research Center of University of Bristol, op.cit, Executive Summary, p.iii] w odniesieniu do konsumentów finansujących swoje potrzeby pożyczkami niebankowymi mówi się o „consumer affordability” [opisowo rzecz ujmując – czy konsument może sobie pozwolić na pożyczkę w żądanej przez niego wysokości i terminie]. Nie jest to wyłącznie niuans językowy, ale podkreślenie faktu, że na rynku pożyczek krótkoterminowych podstawowe znaczenie ma zdolność płatnicza na moment spłaty zobowiązania, a nie trwała zdolność do zaciągania kredytów. Konieczne jest również wyraźne pokazanie odmienności źródła popytu klientów i udzielenie odpowiedzi na pytanie, dlaczego mimo istnienia banków funkcjonuje rynek pożyczek niebankowych.

Najprościej rzecz ujmując odpowiedź brzmi – ponieważ jest na nie popyt, a rynek nie znosi próżni i stąd miejsce na pożyczki spoza banków. Sprawa komplikuje się nieco, jeśli spytamy o źródła popytu na różnych segmentach rynku pożyczek krótkoterminowych.

W tej części opracowania odwołamy się do opracowań brytyjskich [por. www.policis.com oraz Personal Finance Research Center of University of Bristol, op.cit.]. Ich lektura zachęca do postawienia pytania o to, dlaczego konsumenci wybierają kredyt krótkookresowy, a nie niższy kosztowo bankowy? [niższy, biorąc pod uwagę RRSO dla kredytu o wyższej kwocie bankowego i na dłuższy okres czasu niż pożyczka niebankowa, o niższej kwocie i na krótszy czas]. Wprowadzeniem do odpowiedzi na to pytanie jest analiza głównych cech pożyczek z sektora tzw. wysokich cen kredytu, a które są kupowane przez konsumentów. Charakterystyka ta przedstawia się następująco:

  1. klienci kredytu z dostawą do domu (home credit) zaciągają pożyczki na względnie wyższe kwoty ponieważ finansują większe wydatki, które pojawiają się okresowo i w miarę regularnie (urodziny, prezenty z okazji świąt).
  2. klienci lombardów i payday (chwilówek) finansują się mniejszymi kwotami, które przeznaczają na pokrycie wydatków kluczowych dla bieżącego utrzymania gospodarstwa domowego (opłata rachunków i codziennych wydatków).

Zwróćmy uwagę, że teoretycznie alternatywą bankową dla pożyczki krótkoterminowej z sektora niebankowego są karty kredytowe oraz debet w rachunku, a badania międzynarodowe pokazują, że te dwa produkty są głównymi czynnikami popadania w chroniczne zadłużenie. Jednocześnie są to produkty o minimalnych kwotach kredytu, na jakie zostają wydane znacznie wyższych, niż w przypadku pożyczek w sektorze pożyczkowym.
Wynika to stąd, że ze względu na ograniczenia dla działalności kredytowej banków w postaci przepisów ostrożnościowych, grupa docelowa klientów bankowych jest wyraźnie opisana i jednocześnie poza nią jest również stosunkowo duża grupa, dla której nie ma innej alternatywy niż zaciąganie zobowiązań kredytowych w sektorze pożyczkowym. Dla tej drugiej grupy jest to naturalny wybór, który jest dodatkowo uzasadniony następującymi czynnikami, jakie wskazali brytyjscy klienci sektora niebankowego jako główne w decyzji o zaciągnięciu pożyczki krótkoterminowej a nie kredytu bankowego:

  1. wygoda i zdolność do sięgnięcia po kredyt szybko. Wygoda i szybkość dostępu były najczęściej podawanym powodem, dla którego sięgano po kredyty niebankowe (ten czynnik wskazało 60% klientów chwilówek on-line i 40% klientów kredytu z dostawą do domu);
  2. całkowity brak lub silnie ograniczony dostęp do kredytu bankowego. Drugim w rankingu znaczenia powodem był brak alternatywy, czyli innymi słowy nie było innego dostępnego źródła finansowania. Dostęp do normalnego kredytu bankowego deklarowało od 10% klientów kredytu domowego i 24% on-line;
  3. jakość obsługi klienta i reputacja pożyczkodawcy – ponad 50% klientów lombardów i chwilówek podawało taka przyczynę i aż 70% klientów kredytu domowego. Również reputacja dostawcy miała duże znaczenie.

Wśród sześciu przyczyn, przedstawionych poniżej, mogących stać na przeszkodzie decyzji przemawiającej za skorzystaniem z oferty firm pożyczkowych, trzy najważniejsze nie budzą zaskoczenia, bowiem zwłaszcza w przypadku pierwszej na liście wysokości ceny ma zawsze znaczenie dla wielkości popytu:

  1. Koszt pożyczania: alternatywa niższego koszu pożyczki z sektora bankowego nie była realna dla większości. Koszty kredytów krótkoterminowych wszystkich typów są relatywnie wysokie w porównaniu do innych form kredytów. Najwyższe koszty wiązały się z kredytami on-line. Klienci są świadomi wysokości kosztu, ale cenili inne czynniki i stwierdzali, że nawet przy wyższych kosztach nadal korzystaliby z krótkookresowych pożyczek z tzw. sektora kredytów wysokich cen. Dla całkiem znacznego odsetka koszty były wyższe od oczekiwanych – zwłaszcza w przypadku lombardów. Większość klientów nie prowadzi porównań cenowych przed zaciągnięciem zobowiązania. Jedynie w przypadku 46% internetowych klientów tzw. chwilówek stosunkowo często deklarowano porównania cenowe.
  2. Opłaty za nieterminową obsługę, upomnienia lub brak spłaty: są to wielkości względnie wysokie w porównaniu do kwoty kredytu, chociaż większość zadeklarowała, że nie ponosiła takich kosztów. Opłaty za nieterminowość lub odsetki karne rzadko nakładane były na kredyty z dostawą do domów.
  3. Wynik badania, czy klient może sobie pozwolić na wzięcie pożyczki, czyli badanie „affordability”. Znakomita większość korzystających z kredytów krótkookresowych została poproszona przez pożyczkodawcę o udostępnienie informacji niezbędnych dla podjęcia decyzji. Przy czym informacje te często były zasięgane raz przy pierwszym kredycie – 87% „internetowców”, 94% kredyt domowy i 97% chwilówki. Jednak znikoma część została poproszona o przedstawienie wyciągu bankowego lub/i zaświadczenia o dochodach.

Jak łatwo zauważyć, zawsze będą istniały podmioty, osoby kwalifikujące się do udzielenia im kredytu przez bank i takie, których ryzyko jest zbyt wysokie dla banku. Banki w pierwszym rzędzie odpowiadają za bezpieczeństwo powierzonych im środków, nad czym czuwa nadzór bankowy. Instrumentem nadzoru są regulacje, które do pewnego stopnia przesuwają granice lub obrazowo rzecz ujmując, działają na zasadzie śluzy, wyrównującej poziomy akceptowalnego ryzyka. Jeżeli bank nadmiernie poluzuje swą politykę ryzyka kredytowego, regulacje zmuszają do kierowania się zasadami ostrożnościowymi. Zatem granicę pola gry dla podmiotów niebankowych w pewnym sensie wyznaczają jakościowe zmiany ryzyka oraz regulacji. Ta część klientów, która jest w pobliżu tej granicy, może być uznana za wąski, lecz wspólny zakres podmiotowy działania zarówno sektora bankowego, jak i pożyczkowego. Zdecydowanie większą grupą docelową są ci konsumenci, którzy z definicji nie będą mogli korzystać z oferty banków trwale lub w określonych segmentach. Segmenty te pojawiają się na skutek nieopłacalności ekonomicznej obsługiwania ich przez banki, a te w znacznej mierze są wywołane przepisami ostrożnościowymi, jakim banki podlegają.

Wartość konsumencka dla pożyczkobiorcy sektora niebankowego wynika z szybkości oraz dostępności, jak i znacząco niższej niż w przypadku banków minimalnej kwoty pożyczki.

Podkreślmy raz jeszcze, że model biznesowy banku zakłada istnienie ograniczeń kwotowych m.in. ze względu na inną niż w firmach pożyczkowych strukturę kosztową. Model biznesowy niebankowych pożyczkodawców opiera się na stosunkowo niskich kwotach, dużej częstotliwości posługiwania się pożyczką, co wynika z innych niż w bankach źródeł finansowania i innego charakteru potrzeb i zasadniczych cech profilu klienta, charakterystycznego dla sektora niebankowego. Pamiętajmy, że model finansowania ich działalności ze swej istoty nie może opierać się na przyjmowaniu depozytów.

Stopień realizacji celów regulacji maksymalnego poziomu stopy procentowej

W Polsce najczęściej przytaczanym uzasadnieniem dla wprowadzenia ustawowej regulacji, ustanawiającej maksymalny poziom stopy procentowej była walka z nadmiernymi odsetkami oraz chronicznym, nadmiernym zadłużeniem gospodarstw domowych. W tle pojawiał się również wątek ochrony przed wyzyskiem przez niebankowe firmy pożyczkowe, które miałyby nadużywać trudnej sytuacji finansowej swoich dłużników i czerpać z tego nieuzasadnione ekonomicznie zyski. Ten aspekt był silnie wzmacniany przez publikacje „tabloidów”. Jak już wcześniej podkreśliliśmy, nacisk tzw. prasy kolorowej nie jest polską specyfiką, ale zjawiskiem widocznym również w Wielkiej Brytanii czy USA [www.thesun.co.uk oraz www.express.co.uk]. W USA dotyczy to oczywiście stanów, w których regulacja taka istnieje. Jest to czynnik na tyle zauważalny, że wymieniany jest jako istotny przez tak uznane autorytety jak cytowany już wcześniej I. Ramsay.

Ustawa potocznie zwana antylichwiarską uchwalona przez Sejm 7 lipca 2005 roku weszła w życie w Polsce 20 lutego 2006 roku. Ponieważ jest to regulacja powszechnie znana, ograniczymy się do przypomnienia podstawowego zapisu. Zgodnie z regulacją łączne maksymalne odsetki nie mogą być wyższe od czterokrotności stopy kredytu lombardowego ogłaszanej przez NBP. Łączna kwota wszystkich opłat, prowizji oraz innych kosztów związanych z zawarciem umowy kredytowej, nie może przekraczać 5% kwoty kredytu.
Nawet z nazwy pod jaką funkcjonuje potocznie ta ustawa wynika, że celem jakiemu miała służyć była „antylichwa”.

Cel walki z lichwą jest najczęściej przytaczanym w dyskusji o zasadności istnienia regulacji na rynku kredytowym. Zwolennicy wprowadzenia limitu maksymalnych odsetek najczęściej posługują się ta regulacją jako argumentem ochrony interesów konsumenta. I tak L. Girard twierdzi, że “regulacja w postaci odsetek maksymalnych jest bardzo dobrym instrumentem ochrony konsumenta. Maksymalne oprocentowanie powinno zostać określone na poziomie akceptowalnym przez kredytodawców i będącym godziwą zapłatą za podejmowane ryzyko” [L.Girard, Transact National Conference 2008, The Big Debate: Should Government Impose an Interest Cap on High-Cost Lenders?; www.tranasct.org.uk].

Kolejnym argumentem przytaczanym przez zwolenników regulacji jest ten, który odwołuje się do rozwarstwienia dochodowego gospodarstw domowych. Zwraca się uwagę na trudną sytuację najuboższych i niejako przymus pożyczania od firm niebankowych i podkreśla, że w sytuacji braku uregulowania firmy te mogą żądać astronomicznych wręcz sum za pożyczkę [New Economics Foundation, Doorstep Robbery, 2009; www.neweconomics.org].
Również raport Komisji Europejskiej wyraźnie definiuje stanowisko Komisji w tym względzie, ponieważ znajdujemy tam stwierdzenia, że celem regulacji maksymalnych odsetek jest ochrona konsumentów w trudnej sytuacji finansowej przed pożyczaniem na nadmierny procent [European Comission, Financial Services Provision and Prevention of Financial Exclusion, Brussels 2008; http://ec.europa.eu/].
Jak nośny jest argument walki z lichwą dowodzi kampania społeczna UK Taking Responsibility in the Economic Crisis 2009, w której nawoływano rząd brytyjski, aby biorąc przykład z Polski, Francji czy Niemiec, wprowadził maksymalne oprocentowanie w wysokości 20% na niezabezpieczone pożyczki [Taking responsibility for the Crisis: Five proposals 2009 – London Citizens Anti Usury Campaign 25/11/2009; www.londoncitizens.org.uk].

Trudność weryfikacji skuteczności walki z lichwą polega na tym, że nie ma poziomu odsetek uznanych za lichwiarskie, dopóki nie zostanie określona granica odcinająca poziom odsetek uznanych za niebędące lichwą. Samo zaś pojęcie lichwy ma wymiar moralno-filozoficzny a nie ekonomiczny. To z kolei oznacza, że nie da się jednoznacznie określić czy wprowadzenie odsetek maksymalnych osiągnęło swój zamierzony skutek.

Przeciwnicy regulacji maksymalnej stopy procentowej stwierdzają, że limity nie osiągają zamierzonego skutku na co zwraca uwagę A. Ellison z Policis: „Limity maksymalnej stopy procentowej choć przedstawiane są jako instrument ochrony konsumenta w rzeczywistości działają ze szkodą dla interesu ubogich” [Transact National Conference 2008; www.transact.org.uk]. Maksymalne stopy procentowe poprzez swoje istnienie nie zwiększają dostępu do kredytu, ani nie powodują zmniejszenia wyzysku.

Warto w tym miejscu przytoczyć podejście Competition Commission z Wielkiej Brytanii, która w swym stanowisku przedłożonym w Izbie Lordów stwierdziła na podstawie dogłębnych analiz, że: „limity cenowe przyczyniłyby się do zmniejszenia dostępu do kredytów przez dużą część konsumentów, co skutkowałby zwiększeniem skali wykluczenia finansowego” [Policis, Economic and Social Risk of Consumer Credit Market Regulation; www.competition-commission.org.uk/rep].

Ciekawe wnioski płyną z doświadczeń w Australii. R. Scott, parlamentarzysta ze stanu Victoria, złożył raport, dotyczący oczekiwanych skutków wprowadzenia limitu odsetek od kredytów krótkoterminowych. Wniosek końcowy sprowadza się do stwierdzenia, że „brak jest spójnych dowodów na to, że limit poprawa sytuację konsumentów na rynku kredytów wysoko kosztowych” [Consumer Affairs Victoria; www.consumer.vic.gov.au].

Dla dalszej dyskusji duże znaczenie mają doświadczenia Komisji Griffiths’a [Griffiths Commission on Personal Debt, What Price of Credit?, March 2005; www.centreforsocialjustice.org.uk], w której pracach brali udział zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy wprowadzenia regulacji limitującej wysokość odsetek, pobieranych od pożyczek na rynku niebankowym. Część członków Komisji na początku prac z dużą sympatią odnosiła się do propozycji limitu maksymalnych odsetek. Jednak w miarę postępu prac i zapoznawania się z wynikami prac niezależnego instytutu Policis nad lekcjami płynącymi z krajów, gdzie limity działały zmienili swój pogląd na temat „dobroczynnych” skutków regulacji dla grupy konsumentów wrażliwych (ang. vulnerable).

Jak widać z tego, z konieczności krótkiego, przeglądu poglądów na temat skuteczności maksymalnych odsetek, jako narzędzia „antylichwy” przeważa pogląd o niskiej efektywności tego środka w praktyce. Więcej, dowody z badań są ewidentne i mówią nie tyle o skuteczności tego narzędzia, ile o wysokich kosztach społecznych. Historia badań nad tym zagadnieniem w Wielkiej Brytanii sięga roku 2003, kiedy po raz pierwszy rząd brytyjski ogłosił, że nie jest przekonany do skuteczności limitów jako ochrony konsumentów przed negatywnymi skutkami wysokich kosztów kredytów na rynku niebankowym [DTI, Fair, Clear and Competitive : The Consumer Credit Market in 21st Century, London 2003]. Jednocześnie rząd brytyjski zlecił niezależnemu instytutowi badawczemu Policis badania nad skutecznością takich regulacji na rynkach, gdzie funkcjonuje ograniczenie wysokości odsetek od kredytów. Wnioski, jakie postawili autorzy Raportu Policis, miały tak jednoznaczną podstawę dowodową i w związku z tym tak silną wymowę, że skłoniły rząd brytyjski do nie wprowadzania limitu [House of Commons Library Research Paper 05/03; http://www.parliament.uk/documents/commons/lib/ research/rp2005/rp05-003.pdf]. Wnioski z tych badań przedstawimy w dalszej części opracowania, ponieważ interesująca jest ich konfrontacja z wnioskami, jakie postawił University of Bristol. Wybór uniwersytetu dla przeprowadzenia najnowszych badań nie był przypadkowy, gdyż organizacje lobbujące na rzecz limitu – np. Debt on Your Doorstep czy New Economics Foundation (NEF) – zaatakowały raport Policis jako mało obiektywny, bo sporządzony przez firmę konsultingową. Taka postawa negacji wyników badań, kwestionujących zasadność wprowadzenia limitów jest bardzo charakterystyczna. Generalnie zwolennicy ingerencji w mechanizm rynkowy posługują się argumentami populistycznymi i nie są w stanie poprzeć swojego stanowiska niezależnymi badaniami.

Na zakończenie tej części rozważań o celach regulacji limitu maksymalnej stopy procentowej warto dodać kilka zdań na temat realizacji celu, jakim jest ochrona interesu publicznego. Punktem wyjścia do odniesienia się do tego zagadnienia stała się koncepcja państwa dobrobytu, w której posługiwanie się kredytem staje się normą, a sam kredyt został sprowadzony do poziomu „utilities”, czyli dobra powszechnie dostępnego. W raporcie Komisji Crowthera spotykamy stwierdzenie, że „istnieje poziom kosztu, powyżej którego szkodliwe społecznie staje się udostępnianie kredytu, nawet wówczas, gdy jego koszt jest uzasadniony” [Department of Trade and Industry, Consumer Credit: Report of the Committee (Cmnd 4596), H.M.S.O., London 1971]. Odczytując to twierdzenie wprost, oznacza ono koncepcję państwa paternalistycznego, a wręcz „nanny state”, które wie lepiej co jest w najlepszym interesie gospodarstw ubogich i o niskiej jakości kredytowej. Odmowa dostępu do kredytu niebankowego ma działać, jakoby, w tym interesie. Państwo powinno to zapewnić, a ponieważ wie najlepiej, to nie ma potrzeby konsultować tego stanowiska jakkolwiek. Więcej, można nawet postawić tezę, że im bardziej bronią swojego poglądu przeciwnicy limitu, tym bardziej restrykcyjnie myślą zwolennicy limitu o jego wysokości [w trakcie procedury legislacyjnej polskiej regulacji, propozycja limitu odsetek była na poziomie wyższym, niż ostatecznie przyjęta jako 4-krotność stopy lombardowej]. Dostrzega się tu ukryte intencje obniżenia kosztów funkcjonowania „welfare state”. Eliminacja możliwości zaciągania kredytów w sektorze niebankowym oznacza obniżenie kosztów wsparcia nadmiernie zadłużonych gospodarstw domowych.

Wydaje się, że najtrafniejsze podsumowanie tego wątku dyskusji zawiera stanowisko Europe Economics: „Punktem wyjścia do każdej dyskusji nad uzasadnieniem interwencji państwa musi być jednoznaczne określenie problemu, jakie ma ona rozwiązać (…). Mogą pojawić się zagadnienia specyficzne dla kredytu konsumenckiego, a mianowicie ryzyka zrodzonego przez nadmierne zadłużenie. Ale jak się wydaje, unikanie narastania wysokiego poziomu zadłużenia nie jest wiodącym celem ustanowienia kontroli cenowej kredytu” [Europe Economics, Annexe B., A Report by Europe Economics for the OFT. International Research: Case Studies on Ireland, Germany and the United States, Office of Fair Trading, December 2009; www.oft.gov.uk].

RRSO jako miara kosztu kredytu krótkoterminowego

Zgodnie z regulacjami obowiązującymi w Polsce limit maksymalnych odsetek – czterokrotność stopy lombardowej NBP – dotyczy oprocentowania nominalnego. W celu ułatwienia konsumentowi porównania kosztów kredytu, wymaga się publikowania zgodnie z wymogami Unijnymi [Consumer Credit Directive (Directive 2008/48/EC Of The European Parliament And Of The Council), http://eur- lex.europa.eu] rzeczywistej rocznej stopy procentowej, czyli właśnie RRSO traktowanej jako miary kosztu kredytu. Wydaje się że autorzy regulacji, którzy chcieli działać w dobrze pojętym interesie konsumenta nie do końca zrozumieli „mechanikę” działania rzeczywistej rocznej stopy lub chcieli zbyt uprościć konsumentowi porównanie różnych kredytów. Merytoryczne zagadnienia ekonomiczne i finansowe musiały prawdopodobnie pod naporem argumentacji prawników, nawołujących do prostej konstrukcji miary, zejść na drugi plan.

Zanim przejdziemy do zweryfikowania przydatności RRSO jako miary kosztu kredytu bez uwzględnienia jego specyfiki, a zwłaszcza wpływu czynnika czasu i częstotliwości spłat na wysokość tej miary, warto jest poświęcić kilka zdań obowiązującej w kraju regulacji.
Dla przypomnienia, maksymalny koszt kredytu konsumpcyjnego nie może przekroczyć czterokrotności stopy lombardowej publikowanej przez NBP [5% kredytu jako limitu na koszty dodatkowe].
Polska jest jedynym wśród krajów gdzie funkcjonuje limit maksymalnej stopy procentowej kredytu, w którym podstawą wyznaczania limitu maksymalnego jest instrument banku centralnego w obszarze polityki płynności.

Gwoli usprawiedliwienia autorów pomysłu należy podkreślić, że uchronili regulacje przed zakusami polityków, dzięki czemu uniknięto sytuacji jaka miała miejsce we Francji do roku 1989 [Policis, Effect of interest rate cap op.cit s.4]. Polityka stóp procentowych jest zgodnie z zapisami konstytucyjnymi w Polsce niezależna i leży w wyłącznej kompetencji Rady Polityki Pieniężnej. Jednocześnie jest to najwyższa ze stóp NBP. Te dwa argumenty wydawały się ostatecznie wpłynąć na decyzję wyboru parametru kształtującego podstawę mnożnikowego wyliczania poziomu maksymalnego. Nie jest również tajemnicą, że w czasie, w którym SLD forsował w Sejmie ustawę „antylichwiarską” NBP należał do oponentów regulacji. Tym niemniej regulacja obowiązująca w Polsce od początku obarczona jest błędem metodologicznym.

Zacznijmy od definicji: kredyt lombardowy jest udzielany przez bank centralny bankom komercyjnym na bardzo krótkie terminy (kilkudniowe) pod zastaw papierów wartościowych (bony skarbowe, obligacje rządowe, weksle). Kredyt lombardowy jest narzędziem wspierania i regulowania bieżącej płynności płatniczej banków komercyjnych. Stanowi on tylko przejściową pomoc i dlatego powinien być w zasadzie spłacony w ciągu trzech miesięcy. Obecnie banki mogą zaciągać w NBP kredyt lombardowy na każdy dzień w dowolnej wysokości. Kwota kredytu jest ograniczona jedynie portfelem wolnych papierów wartościowych banku, skorygowanym odpowiednim współczynnikiem. Stopa kredytu lombardowego spadła po ostatniej decyzji RPP do poziomu 4,5% (w porównaniu do początku roku 2012 – 6,25%). Jest to oczywiście konsekwencją tzw. luzowania polityki monetarnej w celu pobudzenia koniunktury.

W Polsce punktem odniesienia dla określenia „lichwa czy nie lichwa” jest regulacja dotycząca maksymalnego oprocentowania dla kredytu konsumenckiego. Jak w przypadku każdej regulacji rynku finansowego miarą skuteczności nie są intencje, ale koszty jej arbitrażu.

Pomimo tego, że skuteczność i zasadność takiej regulacji jest iluzoryczna lub jednoznacznie przeciwskuteczna, to istnieją one w kilku krajach Unii Europejskiej. W odróżnieniu od przepisów polskich punktem odniesienia jest np. średnia stopa oprocentowania na rynku określonego produktu kredytowego. Zachowana jest zatem zasada porównywania jabłek do jabłek a nie do gruszek, aby uciec się do starej i sprawdzonej anglosaskiej zasady zachowania jednakowej miary. W Polsce ustawodawca dla określenia maksymalnego oprocentowania kredytu konsumenckiego zastosował jako podstawę stopę kredytu lombardowego NBP, która do rynku kredytów – dla których wyceny w zamierzeniu ustawodawcy miała być punktem odniesienia – ma się nijak. Przede wszystkim stopa kredytu lombardowego ma zastosowanie do rynku hurtowego w relacjach bank centralny – banki komercyjne, a nie rynku detalicznego, gdzie wycenia się ryzyko kredytowe „Kowalskiego”. Mamy zatem do czynienia z pomieszaniem metodologicznym.

Co w pewien sposób ciekawe, regulator rynku finansowego zdaje się powoli dostrzegać problem, ale dalej brnie w tym samym kierunku i sprawdza dyskusję do faktora ”x”, czyli mnożnika – 4 razy lombard czy więcej, kto zgadanie? Tym razem w odniesieniu do ustawowego limitowania RRSO ma posłużyć 10-krotność stopy lombardowej, jak to proponował KSF w 2012 roku. W raporcie z marca 2013 roku tenże KSF podtrzymał postulat ograniczenia maksymalnej RRSO tym razem bez określenia wielkości „mnożnika”. W ten sposób pozostawiono politykom pole manewru i otwarta została możliwość uwzględnienia argumentów populistycznych i doraźnych korzyści w zbliżającej się kampanii przedwyborczej.

Manipulacje mnożnikiem mogą w pewnym stopniu zmniejszać problem, ale nie zbliżają do rozwiązania kluczowego problemu, jakim jest sprzeczność wykorzystywania parametru rynku hurtowego dla określania limitu, akceptowanego ryzyka na rynku kredytu detalicznego.
Zwróćmy uwagę na paradoks, jaki to kreuje – stopy procentowe banku centralnego obniża się dla pobudzenia koniunktury, a podnosi w celu jej schłodzenia. Zła koniunktura oznacza, że ryzyko na rynku detalicznym rośnie, przez co też musi wzrastać cena ryzyka – stopy procentowe kredytu. Paradoksalnie, wg konstrukcji maksymalnej stopy procentowej górny limit obniża się, co skutkuje tym, że punkt odcięcia akceptowalnego ryzyka podnosi się i coraz więcej klientów banków zostaje wykluczonych z rynku regulowanego. Oczywiście, zapewne nie to było intencją autorów regulacji. Co zatem?

Dobra koniunktura, a w tym zawiera się malejące bezrobocie, niesie ze sobą ryzyko inflacji, czemu musi przeciwdziałać NBP, jak i każdy inny bank centralny. Polityka monetarna ulega zaostrzeniu, stopy banku centralnego rosną i próg, od którego liczy się lichwę podnosi się, podczas, gdy ryzyko udzielania kredytu konsumpcyjnego maleje. Jeżeli dodamy do tego wymóg przeliczania oprocentowania nominalnego na RRSO sytuacja staje się jeszcze bardziej zagmatwana.

I. Ramsay podkreśla, że posługiwanie się maksymalnym poziomem odsetek jest odpowiedzią na populistyczne ataki prasy kolorowej, w której pojawiają się artykuły o horrendalnie wysokich odsetkach mierzonych właśnie za pomocą RRSO [I .Ramsay, Comparative Reflections, op.cit., p.6]. To właśnie w Raporcie DTI [DTI, Fair and Compettive, op.cit] podkreśla się, że podstawową zaletą RRSO jest prostota, a nie rzeczywiste odzwierciedlenie kosztów kredytów różniących się między sobą terminem spłaty końcowej i kalendarzem ratalnym.

Finansiści i ekonomiści bez zbędnego ładunku emocjonalnego wyjaśniają, że stosowanie RRSO wprowadza w błąd w przypadku kredytów krótkoterminowych, ponieważ rozkład kosztów stałych dla kredytu na okres krótszy niż rok jest zupełnie inny, niż dla terminów dłuższych. Na skutek tego efektu mechanicznie wyliczana RRSO będzie skutecznym narzędziem porównania przy założeniu, że zachowa się zasadę współmierności. D. Prosser stwierdza: „RRSO choć bez wątpienia przydatna jako prosta miara porównywania kosztów kredytów jest zwodnicza w przypadku kredytów o niskich kwotach i na krótkie okresy (…). Chwilówki [gng. payday loans] w przypadku kwoty 100 GBP na miesiąc wiążą się z opłata 20 GBP, co w przeliczeniu na RRSO daje nominalnie absurdalnie wysoki procent 2.000%. Liczba strasznie wysoka, jeżeli ujrzy się ja na informacji w umowie, ale nie mająca kompletnie odniesienia w realnym życiu” [D.Prosser, A credit crackdown is too easy, The Independent 03/07/2009; http://www.independent.co.uk/].

Ostatnie propozycje KSF w zakresie zmian w ustawie „antylichwiarskiej”, promowane również przez parlamentarzystów wskazują, że należy je sytuować po stronie wprost dogmatycznych zwolenników RRSO z zastrzeżeniem, że będą one ustanawiać limit maksymalnego kosztu kredytu. Rodzimi zwolennicy takiego ujęcia czerpią pełnymi garściami z argumentacji Doorstep Robbery NEF [New Economics Foundation, Doorstep Robbery, op.cit], gdzie stwierdza się, że istnieje uzasadniona krytyka posługiwania się RRSO jako miarą ceny kredytu. Dlatego postuluje się posługiwanie (por. rekomendacje 7.1.1.9 KSF – przypis autora) całkowitym kosztem kredytu, co pozwoli na lepsze porównanie cen kredytów i zaleca zarzucenie posługiwania się prostą konstrukcją RRSO na rzecz maksymalnego kosztu kredytu.

Co warte podkreślenia, to fakt, iż zwolennicy takiego ujęcia w Wielkiej Brytanii mają świadomość ułomności forsowanego rozwiązania, bowiem przyznają się do tego posługując się określeniem
„vagaries” (z ang. kapryśność) dla oddania sensu posługiwania się RRSO. W opinii uznanych autorytetów zwolenników regulacji, między innymi Gibbonsa, McCartneya: „(…) istota logiki kalkulacji RRSO sprawia, że koszt pożyczki na krótkie okresy w takim ujęciu będzie w sposób nieusprawiedliwiony wysoki, to koszty płacone od tych pożyczek są wysokie jeżeli odniesiemy je do kredytów bankowych” [I. McCartney, D. Gibbons, Protecting low income borrowers in the credit crisis, Centre for Economic and Social Inclusion, December 2008]. Jako remedium proponują zastąpienie prostej RRSO limitem na maksymalny koszt kredytu. Zdają się przy tym zapominać, że nawet ujęty w postaci sprowadzonego do rocznego procentu całkowitego kosztu kredytu (najnowsza propozycja KSF sprowadza się do kontynuacji stosowania RRSO ale jako wielokrotności stopy lombardowej) będzie nadal wprowadzał w błąd co do kosztu na rynku kredytów o bardzo niskich kwotach i na charakterystyczne dla nich bardzo krótkie okresy (np. tydzień).

Z przytoczonego powyżej podsumowania głównych argumentów zwolenników i przeciwników stosowania RRSO jasno wynika, że ze względu na różnorodność kredytów – termin, harmonogram spłaty, sposób zabezpieczenia spłaty – konieczna jest duża rozwaga w interpretowaniu, nie mówiąc już o wprowadzaniu tzw. prostych miar i rozwiązań. Stąd też dobrze byłoby poznać argumenty i ich wsparcie merytoryczne, to jest wyniki badań potwierdzających twierdzenia zwolenników, dla rozwiązania forsowanego przez parlamentarzystów i wspartego przez KSF w Polsce. Rozwiązanie jest unikalne w skali międzynarodowej, ponieważ zakłada ustalenie limitu na całkowity koszt kredytu, a wysokość limitu byłaby określana jako RRSO = wielkość parametru mnożnik stopa lombardowa NBP. Podsumowanie argumentów zarówno zwolenników, jak i przeciwników stosowania RRSO wskazuje, że rozwiązanie to jest bardzo ryzykowne dla rynku.

Wnioski z raportu University of Bristol odnośnie skutków wprowadzenia limitu całkowitych kosztów kredytu w sektorze kredytu krótkookresowego w Wielkiej Brytanii

W poprzedniej części opracowania przedstawiliśmy główne wątki w dyskusji, jaka toczy się na temat zasadności wprowadzenia limitu stopy procentowej oraz kontrowersje, jakie budzą regulacje tego rodzaju. W tej części przedstawimy wnioski, jakie sformułował w swoim Raporcie University of Bristol [całość wyników badań dostępna jest w: Personal Finance Research Center of University of Bristol, The impact…, op.cit.].
Raport ten był kolejnym zleconym przez rząd brytyjski na temat zasadności wprowadzenia regulacji ustanawiającej poziom ceny maksymalnej na rynku kredytu krótkoterminowego. Pierwszy ze zleconych raportów został wykonany przez firmę konsultingową Policis i dotyczył w głównej mierze doświadczeń międzynarodowych, choć asumptem do przeprowadzenia analiz był rodzimy, brytyjski rynek kredytu domowego (ang. home credit). Głównym graczem na tym rynku była firma, która obecnie jest właścicielem Provident Polska SA.

Punktem wyjścia do badań stała się kwestia wysokości oprocentowania tego produktu (home credit) na rynku brytyjskim. Wobec faktu, że poza rynkiem credit unions (kas pożyczkowych – w Polsce SKOK) nie istniał limit ceny, zasadne było prześledzenie na innych rynkach, czy limity w znaczący i jednoznaczny sposób wpływają pozytywnie na rynek. Swoje wyniki Policis opublikował w 2004 roku i najważniejsze wnioski były następujące:

  1. Popyt na kredyt krótkoterminowy wydaje się kształtować niezależnie od kontekstu regulacyjnego i kulturowego, a gospodarstwa domowe o niskich dochodach zawsze będą wykazywały popyt na ten produkt niezależnie od wysokości ceny.
  2. Na rynkach, na których funkcjonowały limity, różnorodność oferowanych produktów była zdecydowanie niższa od rynków nielimitowanych maksymalnym poziomem ceny.
  3. Jedną ze strategii przystosowania się do limitu ceny maksymalnej od strony podaży jest podniesienie „poprzeczki ryzyka” dla gospodarstw o niskich dochodach.
  4. Pożyczkodawcy wycofują się z rynków, na których limity cen kłóciły się ze zdrowym rozsądkiem, a więc były zbyt niskie w porównaniu z prawdziwym kosztem udzielania pożyczek (ang. true lending cost).
  5. Skutkiem limitów cen jest zmniejszenie różnorodności i podaży produktów, co skutkuje zwiększeniem wykluczenia finansowego.
  6. Doświadczenia regulacyjne dowodzą, że nie ma regulacji idealnych, a dostawcy produktu znajdują sposoby ominięcia limitu ze szkodą dla przejrzystości konstrukcji ceny.
  7. Analiza doświadczeń na rynku Niemiec i Francji wskazała, że problem dostępu do pożyczek krótkoterminowych na skutek limitu jest na tyle dotkliwy, że zaostrza problemy finansowe i zwiększa prawdopodobieństwa fiaska finansowego gospodarstw domowych pozbawionych dostępu do rynku bankowego.
  8. W Niemczech i Francji osoby znajdujące się w grupie wykluczonych finansowo z większym prawdopodobieństwem zwrócą się do „czarnej strefy kredytu” niż obywatele Wielkiej Brytanii – loan sharks w terminologii brytyjskiej.

Wnioski z raportu były tak silnie przekonywujące, że pod ich pływem nie została podjęta decyzja o wprowadzeniu limitu [por. House of Commons, op.cit.]. Zwolennicy wprowadzenia regulacji ustanawiającej limit przypuścili atak na autorów raportu, a samym zleceniodawcom postawiono zarzut skorzystania z usług firmy konsultingowej.

W 2010 roku Department for Business Innovation and Skills (BIS) w reakcji na wyniki Review of Consumer Credit and Personal Insolvency otrzymał wiele uwag i próśb o podjęcie przez rząd działań, mających na celu zmniejszenie kosztu kredytu dla konsumentów na rynku kredytu krótko- i średnioterminowego. Sugerowanym rozwiązaniem najczęściej było wprowadzenie zmiennego limitu na całkowity koszt kredytu (ang. variable cap on total cost of credit). Wobec wcześniejszych doświadczeń, BIS zdecydował o zamówieniu niezależnych badań. Stąd dokonano wyboru uznanego ośrodka uniwersyteckiego o dużej wiedzy na ten temat dla wykonania pogłębionej diagnozy i zebrania szczegółowych, obiektywnych danych o funkcjonowaniu rynku. Rynek został ze względu na różną specyfikę jego segmentów podzielony na pożyczki lombardowe, kredyt domowy (ang. home credit), pożyczki chwilówki (ang. payday loans) udzielane tradycyjnie i przez internet.

Bardzo istotne jest podkreślenie, że zadaniem autorów raportu nie było formułowanie zaleceń dla rządu, ale obiektywne zestawienie danych i opis faktycznego stanu rzeczy z uwzględnieniem interesów podaży i popytu. Raport ma więc charakter oszacowania skutków regulacji (ang. impact assessment), a nie rekomendacji działań zaradczych, jeżeli nawet takie byłyby uzasadnione.

Wobec faktu, że po posiedzeniu KSF z marca 2013 oraz inicjatyw parlamentarnych w Polsce proponowane są zmiany do obecnie funkcjonującej tzw. ustawy limitującej cenę kredytu zasadne jest zreasumowanie wyników badań. Ze względu na propozycję (patrz rekomendacja 7.1.1.9 z posiedzenia KSF) wprowadzenia w Polsce limitu maksymalnego kosztu kredytu opartego na wielokrotności RRSO (o ułomnościach RRSO jako miary kosztu kredytu konsumpcyjnego na rynku krótkoterminowym już pisaliśmy), warto jest przyjrzeć się wynikom badań University of Bristol. Chcemy jednocześnie zastrzec, że dostrzegamy różnice kulturowe, prawne oraz w poziomie rozwoju na rynku polskim i brytyjskim i stąd uwagę koncentrujemy na wnioskach, a nie szczegółach badania.

Na wstępie przytoczmy pytania jakie BIS postawił przed badaczami z University of Bristol:

  1. Dlaczego konsumenci korzystają z kredytów chwilówkowych, lombardowych i domowych a nie z bankowych?
  2. Jakie są podstawowe kwestie, związane z tymi kredytami?
  3. Jakie pojawiają się kontrowersje wokół korzystania z tych produktów oraz jakie istnieją obecnie sposoby ich łagodzenia i przeciwdziałania?
  4. Jakie są argumenty przemawiające za i przeciw interwencji w rynek?
  5. Jakie są argumenty przemawiające za wprowadzeniem zmiennego limitu całkowitego kosztu kredytu, a jakie przeciw?

Badania przeprowadzono przy wykorzystaniu następujących metod:

  • krótki przegląd istniejących badań w celu ewidencji zgromadzonych danych
  • wywiad wśród firm działających na rynku (business survey) oraz ich stowarzyszeń,
  • wywiad wśród klientów metodą telefoniczną na próbie 1.451 osób, kredytobiorców różnych kategorii produktów.

Dokonana tu prezentacja wyników badań przeprowadzonych przez University of Bristol nie jest tłumaczeniem treści raportu, ale opracowaniem głównych jego wyników, mających związek

z propozycją wprowadzenia w Polsce limitu maksymalnego kosztu kredytu. Ze względu na istotę rekomendacji KSF oraz parlamentarzystów ważne jest przestawienie wyników przeprowadzonych badań, dotyczących znaczenia kosztu pożyczek krótkoterminowych dla kredytobiorców, konkurencji na rynku oraz skutków limitów maksymalnego kosztu, jaki obecnie ponoszą konsumenci w Wielkiej Brytanii. W badaniach University of Bristol nie analizowano wpływu konkretnego rozwiązania np. limitu w formie maksymalnej RRSO, ale uwaga naukowców była skoncentrowana na samym limicie i różnych jego poziomach w odniesieniu do cen rynkowych i dających się przewidzieć skutkach zarówno po stronie podaży jak i popytu.

W dyskusjach nad ceną ważne jest odniesienie się do tzw. prawdziwego kosztu pożyczania pieniędzy (ang. true cost of lending). Podstawową zasadą rynkowaą jest ta, która mówi, że cena rynkowa musi odzwierciedlać koszt. Jeżeli cena jest niewspółmiernie wysoka do kosztu, wówczas nie mamy do czynienia z rynkiem konkurencyjnym. Nadmiernie wysoka cena jest skutkiem dominującej pozycji dostawcy na rynku lub przywilejów, jakie są jego udziałem. Cena zbyt niska w relacji do kosztu – jeżeli nie ma mechanizmu wyrównawczego przez subsydia dla producentów – musi skutkować wycofaniem się z rynku przez dostawców. Należy zatem wyraźnie odróżnić subiektywne odczucia nabywców czy obserwatorów, mediów odnośnie ceny od jej uzasadnienia rynkowego i ekonomicznego.
W przypadku rynku, o którym mówimy, dwa podstawowe komponenty kosztu dla pożyczkobiorcy to suma prowizji, procentu i innych składników, związanych z udzieleniem kredytu oraz opłaty karne za nieprawidłowe wywiązywanie się z umowy.

Badania University of Bristol wykazały, że koszty związane z pożyczaniem małych kwot na krótkie okresy konsumentom o niskich dochodach lub ze złą historią kredytową jest wysoki. Koszt jest wysoki nawet wówczas, gdy mamy do czynienia z działalnością non-profit. Jest to zatem ogólna prawidłowość dla tego rodzaju produktów. Punktem odniesienia i kwalifikacji kosztu jako „wysoki” jest rynek bankowy. Banki, ze względu na istotę ich działalności, nie będą angażować się w tego rodzaju działalność z uwagi na poziom ryzyka kredytowego, który przez konieczność zapewnienia bezpieczeństwa depozytów jest dla nich nieakceptowalny. Zatem określenie „wysoki” odnosi się wyłącznie do sytuacji, gdy konsumenci charakteryzują się
„normalnym” poziomem ryzyka.

Badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii wykazały, że koszty nie są niezasadnie wysokie, a wysokość ponad poziom bankowy wynika z:

  • wysokiej proporcji odrzucenia aplikacji o kredyt również z powodu dużej skali aplikacji on-line która kwalifikuje się jako wyłudzenia,
  • dużej skali „psucia” się kredytów,
  • wysokiego kosztu finansowania hurtowego dla dużych graczy na rynku.

Koszty te znajdują swoje odzwierciedlenie w cenie, jaką płaci konsument za kredyt na tym rynku. Jednak i ta cena jest zróżnicowana w zależności od segmentu rynkowego. Analiza wyników, jakie uzyskał University of Bristol wskazuje, że najniższa cena była na rynku produktów lombardowych. Nie jest to zaskoczeniem, ponieważ jest to rodzaj finansowania zabezpieczonego. Pożyczanie przez internet jest najdroższe wśród kredytów krótkoterminowych, a firmy internetowe miały najbardziej rozbudowane tabele opłat i prowizji.
Mimo tego, jak wykazała analiza, chwilówki były tańsze od nieautoryzowanego przekroczenia salda na rachunku bankowym. A taka praktyka jest najbliższa sięganiu po małe kwoty na bardzo krótkie terminy.

Z kolei w części badań odnoszącej się do konsumentów, ci przyznawali, że kredyt krótkoterminowy był drogi w porównaniu z teoretycznie dostępnymi alternatywami. Wielu

z respondentów obawiało się bardziej odnawialnej linii kredytowej na karcie i debetów niż pożyczek niebankowych. Generalnie byli świadomi kosztów finansowania w momencie podejmowania decyzji i większość brała pod uwagę ciężar kosztu. Aż 60% stwierdziło, że całkowity koszt produktu niebankowego wynosił tyle, ile się spodziewali w przeciwieństwie do 30% twierdzących, że zapłacili więcej niż się spodziewali. Najwięcej kontrowersji budziły opłaty, które pojawiły się w czasie obsługi długu i miały związek z niedotrzymaniem kalendarza spłat.

Badania praktyki biznesowej wskazały, że lombardy oraz firmy oferujące kredyt domowy generalnie nie obciążały klientów opłatami karnymi. Natomiast firmy oferujące chwilówki to zarówno w formie tradycyjnej, jak i internetowej uznawały to za naturalny składnik wyceny. Udział tych opłat różnił się znacznie i w wielu wypadkach był bardzo wysoki w odniesieniu do pożyczonej kwoty.

Badania konsumentów wykazały, że w zdecydowanej większości nie byli oni obciążani karami np. za upomnienia o płatności. Maksymalnie 10% populacji badanych przyznało, że poniosło takie opłaty. Praktyka biznesowa na rynku kredytu domowego (ang. home credit) wskazuje, że opóźnienia w spłacie nie są traktowane jako niewypłacalność, jeżeli klient ureguluje zaległe płatności i tu nie niesie to dla niego dodatkowych kosztów. Oznacza to, że okres spłaty dla tych klientów będzie się wydłużał, ale wypowiedzenie umowy jest ostatecznością. W odróżnieniu od banków, które działają w ramach innych przepisów prawa, firmy niebankowe mają większą elastyczność w podejściu do kalendarza spłat.

Jednym z argumentów bardzo często przytaczanych przez zwolenników restrykcji jest ten, który mówi o słabej konkurencji na tym rynku, a co za tym idzie nadmiernych w stosunku do „true cost of lending” cenach i zyskach sektora pożyczkowego. Rzeczywiście, wyniki analiz OFT i Komisji ds. Konkurencji wykazały, że poziom konkurencji nie jest wysoki na rynku kredytu domowego (w Polsce Provident cieszył się do niedawna pozycją niemal monopolistyczną), lombardów czy chwilówek. Pośrednio dowodzą tego również odpowiedzi klientów wskazujące, że nie cena jest dla nich decydująca (pisaliśmy na ten temat w poprzednich częściach opracowania), bowiem wartość (nadwyżka konsumenta w teorii mikroekonomii) pochodzi z szybkości, dostępności i wygody. Zatem zrozumiałe jest w tych warunkach, że konsumenci stosunkowo często nie porównywali cen od różnych firm tego samego produktu, ale bardziej rodzaj produktu i oferujących firm. Nie jest zaskoczeniem, że klienci internetowi najwięcej w porównaniu do innych spędzali czasu na porównaniach.

Badania firm dowiodły, że w ich przekonaniu działają one na rynku konkurencyjnym tak cenowo jak i kosztowo. Praktyka była zróżnicowana w przekroju wielkości firmy (czym mniejsze tym niższa cena) jak i segmentów rynku (lombardy i firmy home credit w mniejszym stopniu różnicowały ceny niż firmy oferujące chwilówki). Badania OFT i Komisji ds. Konkurencji wykazały, że żadną miarą nie można twierdzić jednoznacznie, że zyski są nadmierne. Większość z ankietowanych firm była rentowna, ale duża część od relatywnie krótkiego czasu.

Zreasumujmy: nieprawdziwy jest mit o nadmiernie wysokich cenach i zyskach, a klienci nie są nieświadomi ponoszonych kosztów.

Jeśli tak jest, to jaki skutek miałby dla popytu (konsumentów) limit na cenę kredytu krótkoterminowego?

Pytanie, jakie postawili badacze z University of Bristol, miało charakter ogólny, ponieważ w Wielkiej Brytanii nie przedstawiono konkretnej propozycji odnośnie limitu ceny kredytu, a i w skali międzynarodowej rzadko mówi się o limicie całkowitego kosztu kredytu.

Wyniki badań wskazują, że wprowadzenie restrykcji cenowych na tym rynku nie musi prowadzić do zmniejszenia ceny, jaką płacą pożyczkobiorcy. W części krajów restrukturyzacja ceny spowodowała nie spadek, ale wzrost ceny w porównaniu z okresem przed wprowadzeniem limitu. Oczywiście w sytuacji, gdy prawo zabrania wprowadzania jakichkolwiek form dodatkowych opłat lub prowizji poza odsetkami. Ale nawet wówczas nie znika ryzyko, że te z firm, które chcą pozostać w biznesie, skierują swoją innowacyjność nie na produkty i dystrybucję, a na „podkręcanie” ceny.

Istnieją również przesłanki dla wniosku, że ceny będą grawitowały do poziomu maksymalnego, dozwolonego prawnie. A to oznacza, że przeciętnie wszyscy konsumenci zapłacą więcej. Ile więcej zależy od tego, w jakim stopniu poziom limitu odchyla się górę od przeciętnej ceny rynkowej.
W Wielkiej Brytanii mniejsze firmy były mniej agresywne w wycenie produktu, co oznaczałoby, że w sytuacji limitu powyżej średniej rynkowej mogłyby, teoretycznie z powodzeniem, kontynuować swoją działalność. Rzeczywistość jest jednak odmienna od tego teoretycznego stwierdzenia, ponieważ to małe firmy zadeklarowały, że wycofają się z rynku wraz z wprowadzeniem restrykcji. Wyjaśnienie dlaczego, kryje się w ich modelu biznesowym, który straci na wiarygodności z chwilą wprowadzenia restrykcji, nie tylko wówczas, gdy limit znajdzie się poniżej ich obecnych cen. Model biznesowy nie jest w stanie wytrzymać także i kosztów związanych z wdrożeniem i przestrzeganiem restrykcji.

Wśród czynników budzących największy niepokój u klientów były opłaty karne. Projektodawcy regulacji ustalającej maksymalny koszt kredytu muszą być konsekwentni i włączyć te opłaty do limitu. Respondenci w tym miejscu wskazywali, że trudno będzie tego dokonać ponieważ większość klientów prawidłowo obsługuje kredyt. Rozwiązania, które się nasuwają mogłyby zawierać albo górny limit opłat odniesiony do kapitału lub maksymalną liczbę nakładanych kar. W obu jednak przypadkach skutkiem może być mniejsza wyrozumiałość dla klientów i np. zerwanie przez firmy kredytu domowego z praktyką biznesową nie nakładania opłat karnych.

Skutki ewentualnego wprowadzenia restrykcji cenowych poza samym kosztem i ceną można oszacować na podstawie dostępnych badań międzynarodowych i University of Bristol. Najwięcej danych istnieje w obszarze produktowym i dostępności kredytu. Trudno jest natomiast o takiej samej jakości wyniki empiryczne w odniesieniu do samego wprowadzania w życie regulacji.

Wyniki analiz międzynarodowych i University of Bristol wśród firm na rynku Wielkiej Brytanii wskazały, że skutkiem restrykcji byłoby osłabienie podaży na skutek wyjścia z rynku najbardziej konkurencyjnych, małych firm. Zatem konkurencja, zwłaszcza ta lokalna, znacznie by osłabła. Jak dowodzą wyniki badań na rynku USA, największe szanse na przetrwanie mają dostawcy chwilówek. Respondenci badania Univeristy of Bristol operujący na rynku kredytu domowego najczęściej wskazywali, że ich reakcją byłoby wyjście z rynku. Lombardy z kolei wskazywały, że opuściłyby swój rynek, gdyby poziom restrykcji był drastycznie niski.

W kontekście odpowiedzi firm typu home credit w Wielkiej Brytanii kontrowersyjna jest postawa Provident Polska S.A., który opowiada się za wprowadzeniem restrykcji. Brytyjski właściciel firmy konsekwentnie protestował przeciw takiej regulacji na rynku brytyjskim. Stąd postawa na rynku polskim budzi uzasadnione pytania o intencje. Model biznesowy Provident Polska i pozycja

rynkowa jaką firma osiągnęła wskazuje, że opowiedzenie się po stronie restrykcji ma na celu utrudnienie wejścia na rynek nowym graczom. Paradoksalnie więc wprowadzenie limitu pomogłoby i umocniło dominującą pozycję Provident Polska na tym rynku. Być może warto zatem na poważnie przyjrzeć się propozycji pochodzącej z Kanady. Część firm niebankowych osiąga taką skalę działalności i pozycji na rynku, że zasadne jest ich przekształcenie w bank. I taką rekomendację może powinno się zastosować w przypadku tej firmy.

Niezależnie od segmentu, na jakim operowali respondenci referowanych badań wskazano na zaostrzenie kryteriów przyznawania kredytów. Z jednej strony ma to pozytywny wydźwięk – podniesienie na wyższy jakościowo poziom oszacowania ryzyka kredytowego, a co za tym idzie i kwalifikacji klienta do pożyczki. Na pewno zwiększyłoby to skłonność do dzielenia się bazami danych oraz doświadczeniami, zwłaszcza w segmencie chwilówek. Bez wątpienia powtrzymałoby to klientów przed zaciąganiem pożyczek mnogich (wielu pożyczek w tym samym czasie) w celu spłacenia wcześniej zaciągniętych. Z drugiej strony zaostrzenie kryteriów na skutek wprowadzenia restrykcji spowoduje zmniejszenie dostępności kredytu na rynku z definicji niebankowym. Pożyczkodawcy skoncentrują się w swej strategii na bazie istniejących klientów o sprawdzonej historii, a to oznacza, że wycofają się z pozyskiwania nowych, wykluczonych z rynku bankowego. Dostosowanie będzie również obejmować zaprzestanie kontaktów biznesowych z klientami, którzy przed wprowadzeniem restrykcji nieregularnie obsługiwali kredyt. A są to głównie samotni rodzice oraz niepłacący na czas rachunków domowych. Jak dowodzą wyniki badań wśród korzystających z kredytu krótkoterminowego od 26 do 46% miało problemy z rachunkami w okresie ostatniego roku.

Pytani o zachowanie klienci wskazywali, że gdyby zostali pozbawieni dostępu do kredytu niebankowego, zwróciliby się o pomoc do znajomych lub krewnych, czyli skorzystaliby z opcji, której nie brali pod uwagę dotychczas. Natomiast w odróżnieniu od rynku niemieckiego i francuskiego, na którym już od dawna funkcjonują restrykcje, Brytyjczycy nie wskazywali rynku nielegalnego jako alternatywy.

W Wielkiej Brytanii wskazano na rozwój związków kredytowych – rodzime SKOK – jako środka łagodzącego negatywne skutki przystosowania podaży do restrykcji. Jedno nie ulega wątpliwości – jeśli klienci odejdą bez kredytu, znakomita ich część zaprzestanie obsługi innych zobowiązań, a zwłaszcza opłat czynszowych i rachunków za media. Taka reakcja byłaby typowa dla klientów chwilówek. Natomiast ze względu na inny rodzaj potrzeb finansowych, klienci korzystający z kredytu domowego zaprzestaliby dokonywania zakupu bez dóbr, czy usług, które dziś zwiększają ich jakość życia.

Wprowadzenie restrykcji cen na wpłynie również negatywnie na różnorodność produktów kredytowych na rynku. Badania przeprowadzone wśród firm pokazały, że na rynku kredytów domowych znikną produkty o tenorze do 16 tygodni. Powodem jest oczywiście struktura kosztów. Produkty te są bardzo popularne wśród osób z dobrym profilem ryzyka. Z punktu widzenia podaży, opłacalna przestałaby być strategia „siej i zbieraj” (ang. low and grow), która zakłada na początku udzielanie małych kwot na bardzo krótkie okresy. Zmiana modelu biznesowego dla firm tego typu nie przywróciłaby im, zgodnie z wypowiedziami, rentowności, ponieważ cała strategia była pomyślana dla jednego produktu.

Inne wyniki pokazały, że gdyby po wprowadzeniu restrykcji chwilówki stałyby się trudniej dostępne, klienci przeszliby do firm oferujących produkt „rent-to-own”. Inni wskazali, że model biznesowy zmieniłby się z pożyczkowego na oferowanie zakupu dóbr na kredyt, ale z odsetkami
„wszytymi” w cenę zakupu. Oznaczałoby to, że ceny byłyby znacznie wyższe.

Badanie wśród firm oferujących chwilówki w tradycyjnym kanale dystrybucji pokazały, że jeśli wdrożony byłby limit ceny kredytu, przeszliby do innych form, takich jak lombard oraz sprzedaż z opcją ponownego odkupu (ta forma nie jest objęta regulacjami CCD). Wśród konsumentów rozwiązanie zakładające sprzedaż posiadanych dóbr trwałych po to, aby zdobyć fundusze jako alternatywa dla chwilówek było zresztą przez nich akceptowalne. W przypadku klientów internetowych deklarowali oni, że przesunęliby popyt na produkty nie objęte regulacją.
Na zakończenie, kilka zdań odnośnie wpływu restrykcji na regulatorów rynku i koszty wprowadzenia restrykcji. Już w poprzednich badaniach OFT (Office Fair Trade) wykazało, że wprowadzenie restrykcji cenowych byłoby skomplikowane, kosztowne i trudne w administrowaniu. Badania wśród firm pokazały, że zdaniem pożyczkodawców zmienny limit maksymalnego kosztu kredytu byłby skomplikowany i trudny do monitorowania. Koszty jego wdrożenia miałby największy negatywny wpływ na małe firmy.

Jednym z niezamierzonych skutków wprowadzenia restrykcji cenowych mogłoby być przeniesienie działalności firm internetowych mających dotąd domicyl w Wielkiej Brytanii poza granice kraju.

Badania wśród klientów rynku krótkoterminowych kredytów wykazały, że są oni usatysfakcjonowani produktem. Kluczowym czynnikiem było zadowolenie z poziomu usług. Wśród klientów chwilówek wyraźnie podkreślano wygodę oraz szybkość podejmowania decyzji o przyznaniu finansowania. O stopniu satysfakcji najlepiej świadczy to, że większość klientów zdecydowałaby się na ponowne – w przypadku zaistnienia potrzeby – skorzystanie z oferty firm na rynku kredytu krótkoterminowego.

Wobec tego, pojawia się uzasadnione pytanie, jaką wartość dodaną dla tych klientów miałoby wprowadzenie restrykcji cenowych?

Podsumowanie i główne wnioski

Rozważania na temat zasadności wprowadzenia restrykcji na rynku budzą zawsze wiele kontrowersji. Jest ich znacznie więcej, gdy poruszamy się na rynku finansów. Rynek usług telefonii komórkowej, na którym Unia Europejska wymusiła na dostawcach dostosowanie się do narzuconych taryf jest jednak wyjątkiem i w żadnym wypadku nie powinien być on wykorzystywany dla uzasadnienia ingerencji w mechanizm rynkowy. Nie ma tu mowy o rynku konkurencyjnym, lecz w najlepszym przypadku oligopolu z prawdopodobieństwem porozumień między głównymi dostawcami usług. Zatem w interesie konsumenta było arbitralne zmniejszenie cen.

Ta dygresja na wstępie ma za zadanie zniechęcenie do uciekania się do prostej analogii i uzasadniania interwencji na rynku kredytu niskokwotowego i na krótkie okresy. Ten rynek nadal ma charakter narodowy, a nie jednolity. Sukces jednej interwencji, uzasadnionej teorią mikroekonomii nie powinien być usprawiedliwieniem dla działań na innych rynkach o diametralnie odmiennej skali.

Generalnie, w teorii mikroekonomii są dwie sytuacje, w których uzasadniona jest ingerencja państwa w mechanizm cen wolnorynkowych. Pierwsza, to wojna lub sytuacja stanu wyższej konieczności (np. klęska żywiołowa) oraz druga, to rynek niedoskonałej konkurencji np. oligopol lub monopol. Nie ma innej sytuacji uzasadniającej ingerencję w mechanizm cen rynkowych. Pomijamy ze względów oczywistych komunizm i dyktaturę.

Rynek pożyczek niskokwotowych i na krótkie terminy pełni ważną społecznie rolę. Dla wielu gospodarstw domowych – nie mamy na uwadze świadomie żyjących na koszt społeczeństwa i oszustów – które nie spełniają kryteriów akceptowanego przez kredytodawców bankowych ryzyka bankowego, jest jedynym źródłem sfinansowania pilnych potrzeb płatniczych. I co wymaga podkreślenia, mają zdolność do spłaty zaciągniętych zobowiązań pożyczkowych. Gwoli ścisłości trzeba podkreślić, że mówimy tu wyłącznie o rynku pożyczek na niskie kwoty i na krótkie terminy. Nie należy mylić, co jest bardzo często spotykane w Polsce, rynku firm finansowych, które prowadzą działalność polegającą na finansowaniu zakupu samochodów, czy większych dóbr trwałego użytku z firmami sektora pożyczek gotówkowych. Ten drugi bowiem ma inną charakterystykę, finansuje całkowicie inne potrzeby, posiada w ofercie produkty o innej charakterystyce. Można określić ten obszar usług finansowych jako rynek produktów do sfinansowania potrzeb pilnych, choć w niewielkich kwotach.

Według wielu populistów oraz części polityków, firmy te są siłą sprawczą chronicznego zadłużenia. Prosta zasada logiki nakazuje wykluczyć taką konstatację jako całkowicie nieuzasadnioną ze względu na bardzo mały udział niebankowych firm pożyczkowych w rynku kredytów konsumpcyjnych. Cały portfel polskiego rynku pożyczek niebankowych jest jedynie małym procentem już chociażby nieregularnych kredytów konsumenckich zawartych w systemie bankowym.
Prawdziwa jest natomiast sytuacja, gdy na skutek nieracjonalnej polityki dystrybucji kart kredytowych i debetowych przez banki, czego przykłady są dosyć powszechne w światowej literaturze naukowej, ich klienci popełniają błędy i zaczynają „wkręcać się„ w spiralę zadłużenia. W konsekwencji (zła historią kredytowa), jedynym źródłem pozyskania dostępu do finansowania mogą się okazać firmy pożyczkowe. Jednak jest to tylko część prawdy o profilu klienta firm pożyczkowych i to o względnie małej skali. Jeden powód to taki, że część klientów banków, którzy utracili dobrą ocenę z punktu widzenia ryzyka bankowego, nadal ma zdolność kredytową. W Polsce jednym z powodów utraty dobrej oceny może być fakt znalezienia się w bankowym rejestrze kredytowym. A to nie w każdym przypadku oznacza (pomijając przypadek błędów w rejestrze, czy zapisów o dawno spłaconych kwotach i to w bardzo małej kwocie zaległych), że taki klient co do zasady nie ma zdolności kredytowej, czyli zdolności do obsługi jakiegokolwiek zobowiązania. Drugi powód, nawet ważniejszy, jest taki, że profile klientów bankowych i niebankowych nie są tożsame i różne są grupy klientów. I znaczna część klientów niebankowych do bycia klientem bankowym nigdy może nawet nie aspirować.

Dyskusja w Polsce na temat niebankowych firm pożyczkowych i regulacji na rynku ma charakter koniunkturalny i nasila się wraz z pojawianiem się zdarzeń uznawanych za zjawiska aferalne. Taka sytuacja miała miejsce w ubiegłym roku w Polsce, kiedy mieliśmy do czynienia z tzw. aferą Amber Gold. Bez wahania i merytorycznego uzasadnienia podczepiono tu do nielegalnie działającego podmiotu, zwanego parabankiem, również firmy sektora pożyczkowego. Na domiar złego, sprawa trafiła do Komitetu Stabilności Finansowej (KSF), podczas gdy ani prowadząca nielegalnie działalność bankową firma Amber Gold, ani tym bardziej działalność legalnie działających firm pożyczkowych nie stanowiła ryzyka systemowego.

Ingerencja w mechanizm rynkowy ma w tle spór podstawowy o istotę państwa. Spór toczy się o koncepcje państwa samoograniczającego się a państwem „niańką”. Zwolennicy maksymalnego kosztu kredytu podkreślają konieczność wdrożenia do porządku prawnego limitu, szermując argumentem nadmiernej ceny i zysku. Samo określenie „nadmierny” jest bez treści, o ile nie zostanie odniesione do kosztu pożyczania na rynku kredytów niskich kwot i na krótkie terminy podczas badania uzasadnienia ekonomicznego ceny w uzasadnionych merytorycznie, odrębnych

rynkach. Nikt znający się na przedmiocie tematu nie będzie negował, że koszt na tym rynku jest wysoki w porównaniu z bankowym. I co więcej, banki nie będą nigdy na tym rynku aktywne, ponieważ podlegają słusznym regulacjom, których celem jest ochrona bezpieczeństwa depozytów. Jak zwykle, problem w tkwi w tym, jaką miarę wybierzemy dla usprawiedliwionej wysokości ceny kredytu. Najczęściej populiści, a pod ich wpływem także część innych szeroko rozumianych uczestników rynku finansowego, opowiadają się za tzw. RRSO (Rzeczywista Roczna Stopa Odsetkowa) jako jedyną słuszną miarą kosztu pożyczania pieniędzy. I nie ma tu znów, dla tej grupy zwolenników limitu, merytorycznego znaczenia fakt, że czym innym jest kredyt na okres powyżej roku, a czym innym sfinansowanie pilnych potrzeb płatniczych na okres kilkunastu dni, czy nawet kilku tygodni. Natomiast dobrze przygotowany do debaty uczestnik bez wątpienia zauważy, że dla różnych tenorów kredytu konsumpcyjnego RRSO będzie wyłącznie nominalnie, a nie rzeczywiście prawdziwa. Nagłaśniane przez tabloidy i podchwytywane przez populistów idące w tysiące procent „odsetki” nie mają żadnego odniesienia do realiów. Sprowadzając rzecz do absurdu, właściciel samochodu (czy klient komunikacji publicznej) nie powinien nigdy korzystać z usług taksówki, bowiem koszt jednorazowego przejazdu jest horrendalnie wysoki w porównaniu z eksploatacją własnego samochodu, (czy korzystaniem z komunikacji publicznej).

Naiwnością inicjatyw regulacyjnych jest założenie, że rynek niebankowy różni się niewiele od bankowego, lub zgoła nie różni się wcale. Takie myślenie zdaje się przyświecać inicjatywom
„poluzowania” Rekomendacji T. W Polsce rynek pożyczek niebankowych składa się z firm autonomicznie na nim działających i od pewnego czasu też tzw. spin off, jako skutek arbitrażu regulacyjnego. Traktowanie podmiotów jako tożsamych sobie, bez uwzględnienia przesłanek funkcjonowania jest nieuprawomocnione.

Wprowadzanie propozycji jakichkolwiek restrykcji cenowych powinno zostać poprzedzone – tak, jak miało w Wielkiej Brytanii – przemyślanymi badaniami w celu oszacowania skutków po stronie popytu i podaży na rynku kredytów niskokwotowych i na krótkie terminy. Niestety ten sposób podejścia do regulacji jest nieobecny w Polsce. Jak pokazują wyniki brytyjskich badań i analiz, skutki restrykcji cenowych są poważne, a koszty ewentualnego ich wprowadzenia poniosą konsumenci.

To dodatkowo uzasadniać winno podjęcie badań również w Polsce, w przypadku intencji limitu na rynku usług finansowych, a już bezwzględnie w okresie spowolnienia gospodarczego, względnie niskiej konsumpcji wewnętrznej i generalnie wysokiej niechęci gospodarstw domowych do zaciągania kredytów.

Mamy zatem do czynienia ze swoistym paradoksem. Skala problemu w odniesieniu do całego rynku na pewno nie uzasadnia takiej aktywności w sprawie doregulowywania rynku kredytu konsumenckiego poprzez limit cen, a jednocześnie część wypowiedzi oraz ranga zaangażowanych takich uczestników rynku finansowego jak Komitet Stabilności Finansowej, Komisja Nadzoru Finansowego, Komisja Parlamentarna – nadaje regulacji maksymalnego kosztu pożyczek niebankowych wagę niesłychanie istotnego problemu społecznego.

Wprowadzenie regulacji maksymalnego poziomu całkowitego kosztu kredytu w ujęciu RRSO, co w zależności od wysokości limitu może doprowadzić nawet do ekstremalnego skutku w postaci eksterminacji podaży i będzie mieć swój wysoki koszt uboczny, który ujawni się w niezapłaconych rachunkach za utrzymanie gospodarstwa domowego i przejściu do permanentnej niewypłacalności wielu konsumentów.

***

Dr Mirosław A. Bieszki, Doradca ds. Ekonomicznych, Konferencja Przedsiębiorstw Finansowych w Polsce
Mirosław Bieszki, Absolwent Uniwersytetu Gdańskiego; w 1986 stażysta w Komisji Europejskiej; w 1987 otrzymał stypendium badawcze Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej; swoją karierę bankowości rozwijał w Bank Austria Creditanstalt; później prezes GMAC Polska S.A. oraz prezes Santander Consumer Bank; dziś niezależny konsultant; publikował komentarze dla www.obserwatorfinansowy.pl (NBP), przygotowywał ekspertyzy dla Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, publikował komentarze w Forbes oraz jako ekspert komentował w CNBC Business; Doradca Ekonomiczny KPF.