Mamy coraz grubsze portfele , ale częściej zadłużamy się, bo… chcemy posiadać więcej

Mamy coraz grubsze portfele , ale częściej zadłużamy się, bo… chcemy posiadać więcej

W 2018 roku, podobnie jak w kilku latach ubiegłych, zarówno wszystkie czynniki makroekonomiczne, jak i polityka pieniężna sprzyjały rosnącej konsumpcji, a ta z kolei – rozwojowi rynku kredytów dla gospodarstw domowych. Pod koniec ubiegłego roku ujawniły się jednak tendencje, które wskazują na początek zmian zarówno w nastrojach konsumenckich i koniunkturze, jak i na rynku kredytów konsumenckich.

Dobra sytuacja gospodarcza i wyższy dochód rozporządzalny przypadający na gospodarstwo domowe spowodowały widoczny w 2018 roku wzrost nastrojów prokonsumpcyjnych. Popyt wewnętrzny wzrósł w 2018 r. o 5,3%, a więc był wyższy niż 5,1% stopy wzrostu PKB na koniec ubiegłego roku. Dla porównania, w roku 2017 wielkości te wynosiły odpowiednio 4,9% i 4,8%.

Niestety, nie jest możliwe utrzymywanie ciągłego wzrostu konsumpcji na tak wysokim poziomie i opieranie na tym wzrostu gospodarczego w długim okresie – wyjaśnia dr Mirosław A. Bieszki, Doradca KPF ds. ekonomicznych. – Prędzej czy później konsumpcja będzie się normalizować, czego pierwszym sygnałem były dane dotyczące nastrojów konsumenckich za IV kwartał 2018 roku, pochodzące z różnych, niezależnych badań. Pamiętajmy też, że zawsze złotówka więcej na konsumpcję oznacza mniej na oszczędności.

Także wiele innych czynników przemawia za tym, że w roku ubiegłym nie tylko gospodarka minęła szczyt koniunktury, ale i gospodarstwa domowe mają za sobą maksimum konsumenckiego optymizmu. Najbardziej niepewne wydają się perspektywy wzrostu płac, a to właśnie one, w powiązaniu z sytuacją na rynku pracy, były jedną z przyczyn optymizmu gospodarstw domowych. Pracodawcy – zwłaszcza mali i średni – deklarują bowiem, że dalsze podnoszenie płac jest niemożliwe, ponieważ skutkiem będzie utrata konkurencyjności. Poza tym w lipcu rusza program PPK, który oznacza wyższe koszty dla przedsiębiorców.

Nie oznacza to, że konsumpcja przestanie odgrywać kluczową rolę w kształtowaniu tempa wzrostu PKB. Można wręcz stwierdzić, że wobec powiększającej się luki inwestycyjnej oraz słabych prognoz dla największego rynku dla polskiego eksportu, czyli Niemiec, podtrzymywanie nastrojów prokonsumpcyjnych nabierze jeszcze większego znaczenia. Rząd, w kontynuacji polityki opierania wzrostu PKB na popycie krajowym, traktuje rozszerzenie Programu 500+ czy tzw. trzynastą emeryturę jako skuteczny środek obrony gospodarki przed niekorzystnymi tendencjami w koniunkturze zewnętrznej, a wręcz skłania obywateli do większej konsumpcji. Chociaż – biorąc pod uwagę poziom rozwoju gospodarczego i potrzeby inwestycyjne – bardziej przysłużyłyby się gospodarce oszczędności.

Konsumpcja napędza akcję kredytową

Rosnąca skłonność do konsumpcji przekłada się z kolei na wzrost popytu na kredyty. Malejące bezrobocie oraz rosnące przeciętne wynagrodzenie, wzmacniane transferami społecznymi (Program 500+), powodują, że rośnie zdolność kredytowa, a jednocześnie wzrasta skłonność do zaciągania kredytów.

Zadłużenie gospodarstw domowych wzrasta zwłaszcza w segmencie kredytów hipotecznych. W 2018 roku został tu pobity kolejny rekord. Pomimo tego udział kredytów hipotecznych w PKB jest na niskim poziomie – Polska zajmuje czwarte od końca miejsce pod tym względem wśród innych krajów UE. Zgoła inna jest sytuacja z udziałem kredytów konsumpcyjnych, bowiem wartość bliska 9% PKB stawia nas w unijnej czołówce.

Pomimo zwiększonej zdolności do zaciągania zobowiązań, gospodarstwa domowe bynajmniej nie żyją „na kredyt”, choć już blisko połowa dorosłych Polaków ma do spłacenia zobowiązania kredytowe i/lub pożyczkowe. Byłoby tak, gdyby wydatki rosły szybciej niż dochody osobiste. Tymczasem – jak pokazują dane GUS – nadwyżka dochodów nad wydatkami jest znaczna. Według danych GUS w latach 2015–2018 wydatki na osobę wzrosły o 14% przy wzroście dochodów o 22%. W roku ubiegłym poziom wydatków był szacowany na 1 250 PLN, podczas gdy dochód wzrósł do 1 693 PLN – podaje dr Mirosław A. Bieszki.

Korzystają kredytodawcy, ale… do czasu

Na rosnącym popycie na kredyt zyskują kredytodawcy. Liczba klientów sektora pożyczkowego wzrosła w 2018 r. w porównaniu do poprzednich dwóch lat o 19,1% – znacznie więcej niż w sektorze bankowym (0,23%). Jednak biorąc pod uwagę różnicę w skali działania, łączny wzrost liczby klientów w obu sektorach ukształtował się znacznie poniżej 1% i nastąpił w pierwszym półroczu. Jego brak w drugiej połowie roku może być niepokojącym sygnałem dla wszystkich kredytodawców.

O ile dynamika sprzedaży kredytów gotówkowych w 2018 r., mierzona liczbą udzielonych kredytów, była wyższa niż w 2017 r., to w segmencie kredytów ratalnych ożywienie miało miejsce tylko do sierpnia ubiegłego roku, w samym zaś IV kwartale ich sprzedaż była niższa niż w porównywalnym okresie 2017 roku. Co więcej, spadek liczby udzielonych pożyczek był znacznie głębszy niż na rynku kredytów gotówkowych – zwłaszcza w roku 2018 w porównaniu dwóch poprzedzających lat.

Ujemny wpływ spadku liczby udzielonych kredytów i pożyczek na wartość pracującego portfela kredytodawcy bankowi łagodzą powiększającą się średnią ich kwotą. Przeciętna kwota kredytu gotówkowego – najbardziej istotnego na tym rynku – wynosi już 18,3 tys. PLN, a dynamika rdr od 2016 roku zamyka się w przedziale od 2,5 do 2,2%. Wzrost przeciętnej wartości pożyczki pozabankowej wzrósł zaś w 2018 r. (podobnie jak w 2017) o ok. 30%, co w efekcie daje obecnie średnią kwotę pożyczki w wysokości 2,74 tys. PLN.

Wydłuża się też okres, na jaki zaciągamy zobowiązania. Jak wynika ze statystyk BIK, przeciętny umowny okres na jaki zaciągamy zobowiązanie kredytowe w „gotówce” został wydłużony o blisko pół roku w porównaniu do 2016 roku. Co istotne, w czasie rzeczywistym również spłacamy dłużej – już nie w 20, ale blisko 22 miesiące. Jednoczesne zwiększanie kwot i okresów, na jakie zaciągamy zobowiązania kredytowe nie zwiększa ryzyka tak długo, jak rosną płace i spada bezrobocie.

Branża finansowa – podobnie jak w przypadku poprzedniego kryzysu, będzie pierwszą, która odczuje skutki możliwego załamania, choć jest zdecydowanie lepiej przygotowana na tę możliwość niż przed dekadą.